-Dziewczyny, nie chcę przeszkadzać, ale musimy się zbierać-tata Bruna wszedł do środka i spojrzał na mnie.
-Twoi rodzice na pewno byliby z ciebie dumni. Zawsze wiedzieliśmy, że wasza wyjątkowa przyjaźń zakończy się małżeństwem. Jesteś wyjątkową dziewczyną i na pewno będziecie razem szczęśliwi-ucałował moje czoło.
Uśmiechnęłam się i go przytuliłam po czym złapałam za jego rękę i wyszliśmy, czekając na muzykę. To właśnie głowa rodziny Hernandez miała zaprowadzić mnie do ołtarza. Zawsze chciałam, aby zrobił to mój ojciec, ale to niestety nie jest możliwe. Bardzo brakuje mi w tym momencie rodziców, ale moi najbliżsi nie dają mi zbytnio tego odczuć. Nagle wszyscy goście w kościele powstali, a organistka zaczęła wygrywać marsz Mandelsona. To ta chwila, ruszyliśmy i zaczęliśmy zmierzać ku celu. Czułam, że z każdym kolejnym krokiem moje serce bije coraz szybciej, ale ulżyło mi kiedy spojrzałam na wprost siebie. Stał tam mężczyzna moich marzeń. Miał na sobie idealnie dopasowany garnitur, a jego loczki doskonale zostały przystrzyżone. Urbana i Phil jako drużby stali i obserwowali nasze uśmiechy. Kiedy doszliśmy ojciec Bruna podał mojemu już za chwilę mężowi moją dłoń i wyszeptał mu coś do ucha. Czułam jak Hawajczyk od razu silnie łapie moją rękę i z uśmiechem puszcza mi oczko. Odwróciliśmy się w stronę księdza i wszystko się zaczęło.
-Czy ty, Peterze Gene Hernandez bierzesz sobie za żonę Angelę Fox i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, dopóki śmierć was nie rozłączy?
-Tak-uśmiechnął się i mocniej ścisnął moją dłoń.
-Czy ty Angelo Fox bierzesz sobie za męża Petera Gene Hernandeza i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, dopóki śmierć was nie rozłączy?
-Tak.
-Może pan pocałować żoną.
Bruno odwrócił się w moją stronę i złożył na moich ustach namiętny, długi pocałunek. Nasi przyjaciele, znajomi i rodzina zaczęli klaskać i wykrzykiwać w naszą stronę gratulację. Złapaliśmy się za ręce i wyszliśmy szczęśliwi przed kościół. Spojrzeliśmy na siebie i przed wejściem do limuzyny, która miała nas zawieźć na wesele jeszcze raz obdarzyliśmy się czułym spojrzeniem i soczystym pocałunkiem.
W ten oto sposób kończy się przygoda Marsa i Wenus, która na pewno długo utkwi nam w pamięci ♥
- Coż mogę dodać, to już koniec tego opowiadania. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, ale sami rozumiecie jeśli bym je ciągnęła w nieskończoność to w pewnym momencie zabrakło by mi na nie już pomysłów, weny i chęci, a nie chciałam psuć tego opowiadania. Przeżyliście z tymi bohaterami dużo wzlotów i upadków, więc ci którzy wytrwali ze mną do samego końca, zasłużyli na niespodziankę. Jednak to później, najpierw chciałabym wam z całego serduszka mocno podziękować. Dziękuje wam za każdy motywujący komentarz i każde wyświetlenie. Dziękuje za to, że mi doradzaliście i byliście tu razem ze mną. Gdyby nie wy, to opowiadanie nie miałoby sensu. Jeszcze raz wam dziękuje kochani i możecie być pewni, że nie do końca się z wami rozstaję. Mam dla was całkiem nowe opowiadanie, które mam nadzieję, również wam przypadnie do gustu. Nowe opowiadanie również będzie w roli głównej z naszym ukochanym Brunem. Niżej wam podam linka do strony, gdzie możecie znaleźć moje nowe wypociny. Oczywiście już jutro wstawię tam wam głównych bohaterów i prolog.
- http://tak-blisko-a-jednak-tak-daleko.blogspot.com/